środa, 15 lutego 2017

69. Toć Neymar, willi jeszcze nie wybudowałeś, ale chyba powinieneś ...

CZYTASZ = KOMENTUJESZ !!

Po powrocie do domu, byliśmy w skowronkach. Mała siedziała u Carol i Daviego, a my mieliśmy czas dla siebie. Położyłam torbę w przedpokoju i udałam się do sypialni, ale nie dane było mi tam dojść. Neymar miał inne plany. Obrócił mnie jedną ręką i przycisnął do ściany. Szybko pozbył się mojej koszulki i zaniósł mnie na kanapę do salonu. Pozbył się pozostałych części mojej garderoby i przeszedł do rzeczy. Z kieszeni spodni wyjął metaliczną paczuszkę, a potem ... Powiem tyle - było zajebiście !

***

Obudziło mnie lekkie pochrapywanie Juniora. Przetarłam oczy i zdałam sobie sprawę, że to jest pora, aby jechać do Carol, dlatego też szybko przebrałam się w czyste ciuchy i udałam do wyjścia, nie budząc Juniora. Po zaparkowaniu w dogodnym miejscu, udałam się schodami do mieszkania (nie dokońca) byłej Neymara. Przywitałam się z nią i postanowiłyśmy jeszcze trochę pogadać.
- Widzę, że jesteś szczęśliwa. To z powodu Neymara, prawda ? - zagadnęła.
- Tak, wreszcie się pogodziliśmy i mam nadzieje, że już nic nas nie rozłączy. - uśmiechnęłam się.
- Wydaje mi się, że zrozumiał o co chodzi, co stracił i tak dalej.
- Też mam taką nadzieję. - przypomniałam sobie sytuację z rana i od razu zrobiło mi się cieplej, na i tak gorącym, sercu.

***

- Gdzie jesteś ? Bo w sumie mamy gości. - powiedział niezręcznie do telefonu.
- Już jadę, nie bój żaby, a poza tym to kto to taki ?
- A, tylko kilku znajomych z Brazylii. - po słowie "kilku" wiedziałam czego mogę się spodziewać,
- Okey, uznajmy, że ci wierzę, do zobaczenia. - rozłączyłam się i w miarę szybko próbowałam dojechać do domu.

***

Wchodząc do domu o mało nie dostałam zawału. Okey, wiedziałam, że "kilku" to ich nie będzie, ale było ich tyle co na mszy w kościele w niedzielę. Jeden siedział przy drugim.
- Kochanie, mogę cię prosić na chwilę ? - dobra mina do złej gry. - Czyś ty do cholery oszalał ? - szeptałam - Całą parafię żeś tu sprowadził ?
- Chcieli wpaść to ich zaprosiłem. - mina niewinnego pieska, nie tym razem nie zadziała.
- Toć Neymar, willi jeszcze nie wybudowałeś, ale chyba powinieneś, bo skoro u nas kilka gości wygląda jak na przyjęciu z okazji rocznicy miasta, no to naprawdę, radziłabym to przemyśleć. - odeszłam, lecz jeszcze na chwilę się odwróciłam. - A myślałam, ze to nasze wesele było duże. - wzięłam małą na górę i przebrałam. Nie byłam na niego zła, ale jego dom od zawsze był miejscem jakichkolwiek spotkań. Tu codziennie był większy ruch niż w agencji towarzyskiej. Teraz kiedy mamy swoją rodzinę, chciałabym mieć więcej spokoju, a nie tylko przejezdni, znajomi i goście. To się powoli zaczęło robić nudne. No, ale teraz nic na to nie poradzę. Poszłam do barku i wyjęłam Ciroc'a, skoro wyszło jak wyszło, to mogłam chociaż trochę skorzystać. Zeszłam na dół i zadzwoniłam jeszcze do Carol, bo jak już się bawić to się bawić. Dzieci poszły bawić się z Poker'em, mężczyźni natomiast grali w pokera, a kobiety oglądały Poker'a. Wszyscy na początku przystopowywali z alkoholem, ale jak się potem zaczął lać, tak nie było końca. Ja miałam pod opieką dwójkę dzieci (czyt. Lu i Neymara) więc wypiłam tylko jednego drinka. Potem zamówiliśmy pizzę i siedzieliśmy do wieczora. Kilka osób, które były pijane w cztery dupy, zostało u nas na dywanie w salonie pod kocem, ci co się trzymali pojechali taksówkami do hotelu, a my chociaż trochę musieliśmy ogarnąć ten syf. Dzisiaj Neymar pokazał klasę i wypił tylko dwa piwa co do jego osoby jest na prawdę wielkim rekordem życiowym. Kiedy już posprzątaliśmy, udaliśmy się spać.
- Jestem z ciebie dumna, Nie sądziłam, że wytrwasz do takiej godziny.'
- Ja bym jeszcze miał siłę zrobić z tobą co nieco. - zaśmialiśmy się i poszliśmy spać. Prawie spać.

***
Rozdział napisany przed chwilą. Krótki, w sumie to o niczym, napisany strasznie chaotycznie ale teraz pracuję nad innym opowiadaniem, które pochłania moją wenę.
Jakoś nie mam chęci pisania tego, ale mam jeszcze kilka niewykorzystanych pomysłów.
Zobaczymy jak to będzie.
Buziaki ;*

wtorek, 7 lutego 2017

68. Uważaj, bo sobie reputację popsujesz.

Jeśli chcesz następny rozdział, zostaw komentarz, żebym wiedziała czy mam dla kogoś jeszcze pisać ;)

***

"Porwała mnie jak sztorm
Łodzią ratunkową na stały ląd
I nie ma nas
Serce bije podwójne tempo
Pamiętam dokładnie wszystkie chwile, które spędziłaś ze mną
Nie słyszę nic
Nad ranem w klubie z pełną butelką
Chyba przez ciebie zwariuję" *



Wakacje się skończyły, raj też.
Wróciłam do obowiązków, Ney wrócił po dwóch dniach, i przynajmniej udawał, że zostawił to wszystko na Ibizie.

***

Popijałam w czwartkowy poranek kawę w kuchni. Za chwilę mieliśmy jechać na trening, Neymar dopakowywał jeszcze torbę.
Odstawiłam  kubek do zmywarki, a następnie stanęłam w korytarzu, czekając na Brazylijczyka.
- Dobra, jestem, możemy jechać. – zgarnął kluczyki od czarnego Audi i wspólnie zeszliśmy do garażu. Zapakował nasze torby do bagażnika. Odczuwałam wrażenie, że jednak to wszystko zaczyna się układać, ale na razie było to tylko uczucie, które towarzyszyło mi przez następne kilka chwil, dopóki usta pięknego Brazylijczyka się nie otworzyły i nie wydały przywracającego na ziemię, głosu.
- Idziemy dziś na imprezę ? – niestety moje wewnętrzne uczucie mnie nie zawiodły i jednak wszystko zaczęło się układać. Powoli, spokojnie, ale jednak.
- Ja z tobą ? Uważaj, bo sobie reputację popsujesz. – zaśmiałam się złośliwie. Niestety, nie mogłam się powstrzymać od kąśliwego komentarza. I wtedy stało się coś czego bym się nie spodziewała. Wysiadł z samochodu (zaznaczam, że byliśmy jeszcze w garażu), a następnie otworzył moje drzwi i pomógł mi wysiąść. Stanął przede mną (nie tylko on, ale szczegóły zostawię dla siebie) i ujął mnie za ręce.
- Tak, wiem. Jestem skończonym kretynem, co udowadniałem już kilka razy w swoim życiu, ale teraz chciałbym cię z całego serca przeprosić. Chcę, żeby wszystko, ale to WSZYSTKO wróciło do normy. Wiem, że spierdoliłem, ale wiem też, że jeszcze jest jakaś nadzieja, żeby to uratować. Wybaczysz mi ? – to był moment, kiedy ukląkł na kolana i patrzył z nadzieją. Moje, nie dość, że i tak zaszklone, oczy wpatrywały się w jego oczy, które czekały na odpowiedź.
- Spierdoliłeś. – powiedziałam poważnie, a po chwili wybuchnęłam śmiechem, widząc poważnego Brazylijczyka. Oboje się zaśmialiśmy. – Tak kochanie, wybaczę. – i po chwili poczułam jak odrywam się od ziemi. I dosłownie i w przenośni. Po chwili mój ukochany, złożył na moich miękkich wargach, równie czuły, jak i namiętny pocałunek. Kiedy już stałam na ziemi, spojrzałam jeszcze w te szczere, brązowe oczy.
- Ale teraz to  chyba musimy jechać na trening. – zaśmiał się. – Trener nas zabije.
- Najwyżej powiem, że ci się wzięło na czułości. – uśmiechnęłam się. – W sumie nie tylko tobie. – dodałam po przerwie i znacząco spojrzałam na jego spodnie, aby po chwili zobaczyć rumieniec na jego twarzy. Po chwili odjechaliśmy z garażu i udaliśmy się na trening.

***

- Więc teraz tak, dobierzcie się w pary i się porozciągajcie. Tylko dokładnie ! – zarządził Luis, a do mnie podszedł mój mąż.
- Więc jak, kochanie ? Będziesz ze mną w parze ? Porozciągamy się, a jak nam nie wystarczy to w domu skończymy. – poruszał zabawnie brwiami, na co wybuchnęłam śmiechem.
- I ja myślałam, że ty sobie na taką gadkę kogoś znajdziesz. – nadal się śmiałam, a on na mnie patrzył. – Będę. A jak będziesz grzeczny to przystanę, na tą twoją propozycję. – uśmiechnęłam się zalotnie. Po chwili zaczęliśmy wykonywać ćwiczenia. Czasami się zastanawiam, czy te żony tych piłkarzy nie są zazdrosne, bo te niektóre pozycje o z łóżka wyjęte, no ale cóż poradzić.
Po skończonych ćwiczeniach, zagraliśmy meczyk. Byłam w przeciwnej drużynie, niż Brazylilijczyk. Jestem na środku boiska, przyjęłam piłkę od Messiego i chciałam okiwać Neymara, ale biedactwo upadło na ziemię.
- Pożałujesz ! – krzyknął, leżąc jeszcze na ziemi.
- Miałeś być grzeczny skarbie. – zaśmiałam się, a zwycięstwo przypieczętowałam golem.
- Wszyscy do szatni, na dzisiaj wam starczy. – zaśmiał się Luis, a ja po chwili, mało nie wywracając się o własne nogi, zostałam pociągnięta przez Tello.
- I teraz mi powiesz, że nic was nie łączy, hę ? – powiedział rozirytowany Hiszpan.
- Wróciliśmy do siebie, to koniec, pasi ? – powiedziałam dosyć sarkastycznie.
- A my ?
- Nas nie ma i w sumie nie było. Cris, dobrze wiesz, że go kochałam i wiesz też to, że go nie zdradziłam, i wiesz, a w sumie wiedziałeś, że być może prędzej czy później do niego wrócę oraz wiedziałeś to, na co się piszesz. Pa, SKARBIE! – zaakcentowałam ostatnie słowo i posłałam mu buziaka. Kurde, może powinnam to załatwić inaczej ? Spojrzałam na niego przelotnie, i nadal stał wpatrzony w oddal. Wiedział.

*Sztoss - "Podwójne tempo"

***
Jestem !
Zapraszam na nowy rozdział i wyrażanie swojej opinii ;D